Strony

sobota, 22 stycznia 2011

Megadeth Rude Awakening - recenzja koncertu

Rude Awakening (Nagłe Przebudzenie) to pierwsze wydawnictwo live w historii Megadeth. To także ostatnie wydawnictwo live przed rozpadem zespołu w 2002 roku. Sama historia tego albumu jest dość ciekawa. Pierwotnie koncert miał być nagrany w Buenos Aires. Niestety ze względu na wydarzenia z 11 września 2001 roku i wprowadzony zakaz lotów zmusił organizatorów do zmiany planów. Jak możemy się domyślać, nie spodobało się to argentyńskim fanom metalu. Na szczęście dla nich (jak i dla nas) Rudy i spółka po 4 latach wrócili do Argentyny by nagrać koncertowe DVD znane jako That One Night: Live In Buenos Aires. Skupmy się jednak na Nagłym Przebudzeniu. Koncert został nagrany podczas dwóch ostatnich koncertów trasy „The World Needs A Hero” w dniach 16 listopada w Phoenix i 17 listopada w Tucson. Jak się później okaże były to dwa ostatnie koncerty przed zawieszeniem działalności zespoły.
Przez prawie 16 lat istnienia zespołu i wydaniu 9 albumów zebrało się sporo materiału do zagrania i zapewne ciężko było wybrać, które można zarejestrować w wersji live. W tym momencie Rudy uśmiechnął się do fanów, którzy za pośrednictwem strony internetowej zespołu mogli wybrać utwory, które chcą usłyszeć na koncercie. Ostatecznie wybrano 24 kawałki, które usłyszymy i obejrzymy w dwóch oddzielnych koncertach! Pierwszym „głównym” składającym się z 19 piosenek oraz bonusowym czarno – białym dodatku. 5 kawałków pochodzi z przedostatniego koncertu z Tucson.
Teraz przejdźmy do strony technicznej, czyli co oferuje nam wydawca. Szczerze mówiąc – niewiele. Samo pudełko z płytą. Żadnej książeczki czy zwykłej wkładki w środku nie zastaniemy. Pudełko jest przynajmniej „lepszej jakości”.  Wiadomo, że DVD kupujemy nie dla pudełka ale jednak w dzisiejszych czasach są troszkę inne standardy. Na szczęście cena wydawnictwa jest dość niska i rekompensuje nam wygląd zewnętrzny. Menu DVD – tutaj też żadnych rewelacji nie ma. Jest to co powinno być. Koncert, drugi koncert, dostęp do scen, 10 minutowy film z wypowiedziami muzyków jakieś opcje DVD i na tym koniec. W sumie to więcej nie trzeba.
Sam koncert zaczyna się mocnym wstępem – Dread And The Fugitive Mind – gdzie Rudy na wstępie śpiewa – pozwólcie, że się przedstawię, jestem społeczną zarazą. Ciężki i średnio szybki kawałek na dzień dobry. Następnie mamy Wake Up Dead, niesamowitego killera pochodzącego z płyty Peace Sells... But Who's Buying? Zaraz po nim jest bardzo klimatyczny In My Darkest Hour. Zrezygnowanie z akustycznego intra to był w tym momencie bardzo dobry pomysł. Obydwa kawałki „zlewają się” ze sobą tworząc tak jakyb całość. To zgrabne przejście to duży plus. Po długich minutach ciężkiej łupanki mamy lekki powiew świeżości w postaci She Wolf. Moim zdaniem jest to jeden z dwóch najlepszych kawałków z tej płyty. To idealny przykład jak z trzyminutowej piosenki zrobić czadowego molocha. Po pierwsze został tu zastosowany patent znany jeszcze z czasów gdy w Medze grał Friedman. Przed końcową solówką mamy coś w rodzaju jamu gdzie gitarzyści popisują się swoją grą. Oczywiście gdyby taka wersja byłaby zbyt prosta dlatego w Rude Awakening została wprowadzona jeszcze solówka na perkusji. Dość długie i szybkie ale w żadnym wypadku nie nudzące. Bardzo fajnie się to ogląda. 


Kolejnym zasługującym na opis fragmentem koncertu jest „zestaw hangarowy”. Hangar 18 a zaraz po nim Return To Hangar. Połączenie starego klasyka ze świeżym kawałkiem to doskonały pomysł. Pierwszą część koncertu kończy stary, dobry Hook In Mouth.  
Druga część koncertu rozpoczyna się utworem 1000 Times Goodbye. Następnie mamy klasyczny Mechanix. I jest to pierwsza z dwóch piosenek pochodzących z lat 80 – tych. Druga część płyty to w głównej mierze kawałki powstałem podczas Złotej Ery Megadeth. Następnie mamy epicki Tornado Of Souls. Jak zwykle zagrany z wykopem równym huraganowi. Niestety Al Pitrelli nie wyrabiał się w szybkim momencie solówki. Nie wiem czy nie potrafił tego zagrać, czy grał po prostu po swojemu ale nie brzmiało to tak jak powinno. Kilka dźwięków zostało zagubionych. Świetnie za to wyszedł Ashes In Your Mouth. Jest to jeden z moich ulubionych kawałków, który wyszedł z pod palców Rudego. W Trust natomiast możemy usłyszeć, że Al nie tylko świetnie gra na gitarze ale też ma bardzo fajny głos. Jego chórki idealnie uzupełniają końcówkę piosenki. Na zakończenie koncertu zespół zaserwował nam Symphony Of Destruction. Klasyczny klasyk Megadethu. Nie obyło się oczywiście bez małej niespodzianki. Najpierw mamy długi wstęp, składający się z gry głównego riffu przez zespół. W tym czasie Mustaine dziękuje wszystkim za przybycie i przedstawia zespół. Następnie na znak DeGrasso zaczyna się granie. Gdy Pitrelli kończy solówkę, swoje solo zaczyna grać Mustaine a zaraz po nim Eleffson. Później następuje coś w rodzaju jammu bazującego na riffie występującym w refrenie. Ktoś się spyta o co chodzi? Symphony Of Destruction zostało po prostu zagrane w pierwotnym stanie, dokładnie tak samo jak wersja demo. Dzięki temu jest sporo dłuższe i bardziej czaderskie. Po tym kawałku oficjalnie kończy się koncert. Piszę oficjalnie ponieważ wiadomo, że będą bisy. I tutaj Megadeth nie zaskakuje. Standardowo zostały zagrane Peace Sells i Holly Wars.



Drugi czarno biały koncert składa się jak pisałem wyżej z 5 kawałków. Aż cztery z nich pochodzą ze Złotej Ery. Mamy zarówno nowość jaką jest Kill The King oraz koncertowy hicior A Tout Le Monde.
Sam koncert wygląda tak: 4 gości na scenie, jeden śpiewa, inni się trochę pokręcą i pomachają grzywami.  Nie ma żadnych fajerwerków, wybuchów, latających smoków i tym podobnych wynalazków. Młodszym fanom wychowanym na zespołach typu Slipknot, gdzie cały czas coś się dzieje może się taki opis nie spodobać. Nic bardziej mylnego. Świetna praca kamer i dynamiczny montaż sprawiają, że nie można się nudzić. Cały czas coś się dzieje, nie ma takiego momentu, który by przynudzał.
Do gry zespołu też nie ma się o co przyczepić. Chłopaki byli w świetnej formie podczas nagrywania a trzeba przypomnieć, że to były dwa ostatnie koncerty kończące długą trasę. Tak jak pisałem wyżej odniosłem wrażenie, że Pitrelli czasami nie wyrabiał z solówkami Friedmana. Na szczęście potrafił wyjść z tego obronną ręką. Po prostu te solówki brzmiały trochę inaczej co wcale nie oznacza, że gorzej. 
Na największą uwagę zasługuje jednak gra Jimmy’ego DeGrasso. To co facet wyprawia jest po prostu nieziemskie. Żaden kawałek jeśli chodzi o perkusję nie został zagrany tak jak na płycie. I bardzo dobrze moim zdaniem, bo perkusja w Megadeth jest tak przewidywalna jak spełniania obietnic wyborczych przez kolejne rządy. Perkusja w tym koncercie żyje swoim życiem, cały czas coś się dzieje, tutaj jakaś wstawka, tutaj dłuższe przejście a tam mała improwizacja. Coś świetnego po prostu.
Reasumując koncert jest naprawdę wart obejrzenia. Zostały w nim zagrane stare, klasyczne hity oraz sporo rzeczy nowszych (w tym aż 5 z nowej płyty). W kilku słowach – doskonały koncert z doskonałym klimatem.

Koncert jakiś czas temu umieściłem na blogu. Tyle tylko, że nie podzieliłem go tak jak jest na DVD - czyli na dwa koncerty ale tak jak jest na płycie CD - jeden koncert.  Zainteresowanych zapraszam do obejrzenia.

Poniżej set lista.

  1. Dread and the Fugitive Mind
  2. Wake Up Dead
  3. In My Darkest Hour
  4. She-Wolf
  5. Reckoning Day
  6. Devil's Island
  7. Burning Bridges
  8. Hangar 18
  9. Return to Hangar
  10. Hook in Mouth
  11. 1000 Times Goodbye
  12. Mechanix
  13. Tornado of Souls
  14. Ashes in Your Mouth
  15. Sweating Bullets
  16. Trust
  17. Symphony of Destruction
  18. Peace Sells
  19. Holy Wars
Koncert Bonusowy
  1. Kill the King
  2. Angry Again
  3. Almost Honest
  4. Train of Consequences
  5. A Tout le Monde
Nagrane w składzie
Dave Mustaine- wokal, gitara
Al Pitrelli- gitara, wokal
David Ellefson– bas
Jimmy DeGrasso- perkusja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz